Życie w mieście – to temat na całe książki. Staje się ono udziałem coraz większych mas ludzi, z racji na rozrost metropolii oraz migracje z mniejszych ośrodków ku większym. Dla mnie kojarzy się to przede wszystkim z jednym czynnikiem, który ma ogromny wpływ na życie. Jest nim stres. Stres, przez który starania o zachowanie zdrowego stylu życia łatwo mogą spalić na panewce.
Młodzi i ambitni ludzie narzucają sobie strasznie wysokie wymagania. Trzeba żyć wygodnie, zdrowo i jednocześnie dużo pracować, osiągać kolejne cele itd. itd… Z jednej strony, robi się wszystko dla dzieci: dba o ich dietę, poczucie bezpieczeństwa, bliskość, zapewnia wszelkie dobra na ile to możliwe. Z czasem dochodzą do tego rozmaite dodatkowe zajęcia, edukacja w ogóle. Dokładamy do tego własne obowiązki w pracy, codziennie przemierzane duże odległości w większych miastach, przeważnie dochodzi do tego presja finansowa: kredyt itp., i bach, głupie zrobienie zakupów zabiera nam cały wolny czas. A przecież trzeba też pomyśleć o sobie, zadbać o kondycję fizyczną, przecież wszyscy teraz biegają, ćwiczą. Jak to wszystko pogodzić?
Stres a zdrowie
Paradoks polega na tym, że próby wprowadzenia pro-zdrowotnych elementów do codziennego życia wcale nie musi ułatwiać sprawy: zorganizowanie naprawdę zdrowego pożywienia zajmuje nie tylko więcej czasu, ale jest również droższe (w porównaniu z kupowaniem najtańszych produktów z pierwszego z brzegu marketu). Maluch idzie do przedszkola i jest 100% pewne, że raz na jakiś czas zasmarkany na amen. Jak wygląda wożenie się z urlopami z powodu choroby dziecka wie każda pracująca mama, no i jeszcze cały oddzielny rozdział pt. wizyty u lekarzy (nierzadko też bulenie na prywatne wizyty, mimo iż płaci się składki na NFZ, a jak działa publiczna służba zdrowia, każdy wie), recepty. Akurat osobiście nie doświadczyłem historii związanych z wynajmowaniem niani do dziecka, ale z pewnością i tutaj łatwo o niezłe kwiatki.
Jak zmniejszyć stres, będąc pracującym rodzicem?
Nie wiem. Nie ma na to prostej odpowiedzi, to jest pewne. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach wyglądałoby to zupełnie inaczej, gdyby model rodziny wielopokoleniowej nie został tak drastycznie rozbity. Wsparcie dziadków to rzecz nieoceniona i wie o tym każdy, kto ma możliwość korzystania z takiej pomocy. Z drugiej strony, kontakt z wnukami ma niesamowitą wartość dla osób starszych, napełnia ich energią oraz przekonaniem, że są potrzebni. Często wygląda to jednak tak, że młodzi rodzice starają się sprostać codziennym wyzwaniom sami, a ich rodzice po prostu mieszkają w swoich rodzinnych miastach. To klasyczny dylemat tzw. ,,słoików”, którzy tak naprawdę stanowią lwią część większych ośrodków, szczególnie Warszawy.
W tym krótkim tekście nie formułuję żadnych rozwiązań. To bardziej refleksja, może warto się po prostu zatrzymać i z czegoś zrezygnować? Bardziej złapać chwilę i tak nie pędzić z realizacją swojego genialnego planu na życie, nad którym i tak nie da się zapanować. Kto czuje podobnie, niech poleci ten krótki felieton, a wszystkim przemęczonym i zestresowanym rodzicom, życzę powodzenia i odnalezienia złotego środka we wszystkim, co pozwoli pozostać szczęśliwym.