Zaliczam się do pokolenia, w którym nie funkcjonowało jeszcze pojęcie wychowania bezstresowego. Sama nie przypominam sobie jednak, bym dostawała klapsy albo notoryczne nagany. Nie chodzi o to, że byłam dzieckiem idealnym. Moim rodzice potrafili na mnie krzyknąć, niejednokrotnie miałam też kary. Dzięki temu wiedziałam jednak, na co mogę sobie pozwolić, a jakie zachowanie nie jest wskazane.
O wychowaniu bezstresowym dowiedziałam się, kiedy sama byłam już dorosła. Nie miałam jeszcze dziecka, ale już wiedziałam, że właśnie w ten sposób chciałabym wychowywać moją latorośl, która kiedyś pojawi się na świecie. No właśnie, myślałam tak, dopóki sama nie zostałam mamą. To wtedy zaczęłam interesować się szczegółami tej wychowawczej metody. Zrozumiałam też, że większość rodziców błędnie odczytuje jej przekaz.
Wychowanie bezstresowe rozumiane jest przez ogół jako brak barier i jakichkolwiek ograniczeń, raczej zgodnie z zasadą „Jasiu nie kop pani, bo się spocisz”. Dziecko pozostaje w centrum uwagi, może być roszczeniowe, a celem rodzica jest spełnianie jego wszystkich zachcianek. Pobłażanie w stylu „bo to przecież dziecko” i pozwalanie maluchowi na wszystko to główny nurt. Tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodzi.
Sama jestem przeciwniczką kar cielesnych i życzę sobie, by moje dziecko nigdy nie doprowadziło mnie do stanu, kiedy sięgnę po pas – lanie pasem dzieci uznaję zresztą za przestępstwo. Jestem jednak w stanie zrozumieć rodziców, którym brakuje cierpliwości. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem za katowaniem dzieci ani wychowywaniem w strachu, stosując wobec najmłodszych agresję. Uważam natomiast, że maluchom trzeba wyznaczać pewne granice, bo inaczej po prostu „wejdą nam na głowę”.
Chociaż kocham swoje dziecko najbardziej na świecie i bezwarunkowo, to myślę, że priorytetem jest wyciąganie konsekwencji. Sama jestem zwolenniczką raczej nagradzania aniżeli stosowania kar. Uważam, że zachowanie dziecka trzeba jednak kontrolować, ale klapsy od rodziców nie są akurat właściwym rozwiązaniem.
Istotne jest również okazywanie emocji. Tych dobrych i złych, bo tylko wtedy maluchy uczą się je kontrolować, nie czują presji. Sama niejednokrotnie czułam na sobie złowieszczy wzrok, kiedy w sklepie starałam się przytulać moje wijące się po podłodze dziecko. Wiele razy chciało zabawkę czy ulubiony słodycz i właśnie tak reagowało na odmowę. Co robiłam w takiej sytuacji? Czekałam cierpliwie aż się uspokoi. Nie krzyczałam, nie groziłam, na pewno też nie wręczałam przedmiotu, który był akurat obiektem pożądania. Przetrwałam bunt i zaznaczyłam, że w życiu nie zawsze możemy mieć wszystko, czego tylko chcemy. Bicie dziecka pasem raczej niewiele by tu pomogło. A ludzie? Nie interesuje mnie ich opinia. Ile razy spotkam jeszcze panią, która z pogardą „gratulowała” mi nieodpowiedniej postawy i sugerowała, że bezstresowe wychowanie dzieci nie jest dobrą drogą? Pewnie nigdy.
Pamiętajcie drodzy rodzice, by dobrze zrozumieć intencję bezstresowego wychowania, bo na ten temat powstało już multum stereotypów. Zanim wymierzycie kolejny klaps w pupę, zastanówcie się, czy agresją i bólem zwalczycie nieodpowiednie zachowanie dziecka. Zresztą odpowiedzcie sobie najpierw na pytanie, jakie zachowanie maluchów jest złe? Czy da się jednoznacznie stwierdzić, że lanie w pupę akurat w danej sytuacji jest niezbędne? Działajcie zgodnie ze swoim sumieniem i miejcie na uwadze, że przemoc rodzi przemoc. Bądźcie mądrymi rodzicami. Sprawdźcie, by dziecko miało do Was zaufanie i czuło się w Waszej obecności bezpiecznie. Bądźcie dla niego wsparciem i dorosłym przyjacielem. Pozytywne efekty takiego podejścia zobaczycie wcześniej niż Wam się wydaje.